Misja Negew dzień 2. - niesamowite znaleziska sprzed tysięcy lat!

21 paź 2018
Część 1
Autorem tekstu jest Iskier
To dopiero pierwszy dzień na pustyni, a sprawy zdążyły przybrać już naprawdę niespodziewany obrót. Mieliśmy tu masę roboty...
Poprzedniego dnia nie widzieliśmy tak naprawdę gdzie jesteśmy. Przyjechaliśmy tu w nocy, więc widzieliśmy tylko najbliższe otoczenie oświetlone lampami. Poranek przywitał nas niebywałym widokiem, który chciał zaginać nasze mózgi. Wszystko było żółte. Niczym w czarno-białym filmie, z tą różnicą, że zamiast szarości widzieliśmy żółć aż po horyzont. To wrażenie, z którym mózg chce walczyć, bo wydaje się zupełnie nienaturalne. "Wstałem rano, jestem zaspany, jeszcze słabo widzę, może to poranna szarówka, może moje oczy nie do końca się uruchomiły" - wszystkie te myśli przechodzą przez głowę w pierwszych chwilach po tak drastycznej zmianie otoczenia z dnia na dzień.

Aż chciało się wyjść kawałek dalej, żeby przekonać się, czy to rzeczywistość.


Dopiero po drodze z powrotem kolory zaczęły wracać do normy i satysfakcjonować mózg. Czyli jednak jest trochę kolorowej normalności w zasięgu wzroku.

I tutaj ciekawostka, która powinna przywitać nas jeszcze wczoraj, jednak wjechaliśmy z zupełnie innej strony.

"Witaj, uważaj na węże i skorpiony!"
Jest dzień, więc po skorpionach nie ma śladu, a węże były na tyle uprzejme, żeby też nam w życiu nie przeszkadzać.
Co wyjątkowo ciekawe, trafiliśmy na "deszczową" porę i już od rana zaczęliśmy dostawać wiadomości, że rejon, w którym się znajdujemy, ze względu na spodziewane opady jest zagrożony powodzią. Brzmi znów nieco zabawnie - powódź na pustyni, co złego mogłoby się stać - jednak zabawne wcale to nie jest. Powódź na pustyni to jedna z najgorszych rzeczy jakie mogą człowieka w tym miejscu spotkać. Woda wzbiera błyskawicznie, porusza się z ogromną prędkością i naprawdę nie ma kompletnie żadnej możliwości ucieczki.
Na nagraniu widać, że ze względu na zbliżającą się zimę pustynia zaczyna się w niektórych miejscach mocniej zielenić.
Tyle o poranku - zwijamy manatki i jedziemy do pozostałości po założonej w starożytności mieścinie Sziwta, która, co może wydawać się lekko zaskakujące w tym przypadku, ma też swoją polską nazwę - Sobota.

Sziwta, czyli miasto Nabatejczyków
Wczoraj nauczyliśmy się myśleć tak jak skorpiony i inne dzikie zwierzęta, żeby lepiej sobie w tym miejscu radzić. Poranny wyjazd do Sziwty ma nam pomóc wejść w skórę ludzi, którzy zamieszkiwali ten rejon dwa tysiące lat temu, bo jednym z naszych celów jest badanie okolicy i szukanie śladów po starożytnych.

Myślimy głównie o Nabatejczykach, czyli o ludzie, który przybył w te rejony około VI w. p.n.e. To lud, który doskonale umiał radzić sobie w ciężkich warunkach na Negew. Pierwszy, który tak świetnie rozumiał tę pustynię, że nawet wprowadził na te tereny uprawę rolną.
Spójrzmy tylko na teren wokół Sziwty.


Jak okiem sięgnąć tylko piach, kamienie, góry i kilka krzaczków. Trzeba mieć niemało fantazji, żeby właśnie w tym miejscu zacząć budowę miasta, a najbardziej niezwykłe w tym wszystkim jest to, że Sziwta nie miała żadnej studni! Tu nie ma żadnego źródła, a mimo to Nabatejczycy w tych warunkach poradzili sobie świetnie.
Stworzyli bardzo oryginalny system zarządzania wodą. Osada ulokowana została na wzniesieniu, a wszystkie jej drogi prowadzą w dół, do części centralnej, w której znajdują się dwa baseny.

Specjalnie wyprofilowane dachy domostw służyły do przechwytywania całej deszczówki i przekazywania jej do systemu kanałów i podziemnych cystern. Każde domostwo miało w podłodze zbiornik na wodę (cysternę właśnie) - kiedy opady były na tyle duże, że cysterna się wypełniła, nadmiar wody spływał kanałem do basenu w centralnej części. Spływała tam również woda z ulic.

Trzeba zwrócić tu także uwagę na to, że pogoda w takich miejscach jest przeważnie ekstremalna. Porusza się od ekstremum do ekstremum - dni są niezwykle upalne, noce potrafią być bardzo zimne, susza trwa wyjątkowo długo, a jak już zacznie padać, to jest to ulewa nie z tej Ziemi.

Po takiej ulewie cysterny domostw zapełniały się wyjątkowo szybko, jednak kiedy po kilku tygodniach wody w domu zaczynało już brakować, mieszkańcy mogli korzystać z wody zgromadzonej w basenach, która w dodatku do tego czasu zdążyła się już odstać, więc pył, brud i cała reszta nieczystości osadzała się na dnie zbiornika, a do dyspozycji mieszkańców pozostawała woda czysta, nadająca się do picia.

Sposób w jaki rozegrali to Nabatejczycy zakładający Sziwtę jest naprawdę niesamowity, a co najważniejsze - niezwykle skuteczny. Miasto tętniło życiem od I do VIII-X w. n.e. (data upadku nie jest jak dotąd precyzyjnie ustalona).

Kolejną niesamowitością tego miejsca jest to, że znajdują się tu kościoły chrześcijańskie i meczet, który przylega do jednego z nich. Daje nam to oczywiście informację o tym, że w tym miejscu religia była bardzo ważna, ale nie była przedmiotem sporów między ludźmi. Ciężko jest się dziwić, kiedy żyje się w tak trudnych warunkach - dokładanie sobie dodatkowych problemów nie ma w tym przypadku sensu i trzeba się wspierać bez względu na wyznanie.

Kościół południowy.
Rozumiemy więc coraz lepiej, kim byli Nabatejczycy, z czym musieli się mierzyć i w jakich warunkach żyli. Dowiedzieliśmy się też, jak ważna była dla nich woda i ze względu na to, że często przemierzali duże odległości na pustyni, musieli umieć ją oszczędzać, a w dodatku ze sobą przenosić.

Chrzcielnica między kościołem a meczetem.
Poza murami miast czekały na nich różne niebezpieczeństwa, czy to związane z pogodą, ze zwierzętami, czy z nieprzyjaciółmi. Na szczęście mieli też kolejną zdolność radzenia sobie na pustyni - wykorzystywali swoją wiedzę o ukształtowaniu terenu, umieli dokładnie zlokalizować podziemne rezerwuary wody w kompletnie wyschniętym korycie rzeki, a ponadto, korzystając ze znajomości terenu, używali jaskiń jako kryjówek, schowków, czy po prostu mieszkań.
Warto w tym miejscu wspomnieć o Petrze (Jordania), w której znajdują się jedne z najpiękniejszych pozostałości po kulturze Nabatejskiej - na pewno widzieliście te zdjęcia (to akurat z Wikipedii), a może nawet sami tam byliście. Jak widać, nabatejczycy kochali dziury w skałach.

W poprzednim odcinku mówiliśmy, że kamień to król pustyni, bo ma na niej naprawdę wiele zastosowań - dziura w skale to taki kamień 2.0, lepsza wersja niezwykle użytecznego zjawiska natury, które dodatkowo można własnoręcznie poprawić i dostosować do swoich potrzeb.
Jedziemy do jaskini koło Aszalim
Dziura w skale do której mamy zamiar wejść znajduje się ledwie kilka kilometrów od Sziwty, jednak nadrabiamy kilkanaście kilometrów asfaltem, żeby nie tracić czasu na powolny offroad. Koniec końców i tak musimy wjechać w pagórkowatą część pustyni, więc spuszczamy trochę powietrza z opon i jedziemy szukać jaskini.

Nie jest to takie proste, bo przez jednolitą barwę terenu ciężko dostrzec jakieś konkretne szczegóły i nawet z pomocą mapy niełatwo zauważyć wlot do jaskini. Nie widać go dopóki się niemal w niego nie wjedzie, a jest to wlot, w którym zmieściłaby się niemała furgonetka.

Na miejscu okazuje się, że jaskinia została kiedyś zakratowana, jednak krata jest otwarta. To oczywiste - w końcu nikt nie ma po co tutaj przychodzić, jesteśmy na środku aktywnego wojskowego poligonu. Po terenie wala się drut kolczasty a wszędzie w okolicy leżą pozostałości po ćwiczeniach.

Nie ma co się jednak zastanawiać. Opady na mapach meteorologicznych zbliżają się do nas w tempie, które pozwoli nam bezpiecznie zejść pod ziemię ledwie na 2-3 godziny, więc przebieramy się czym prędzej i ostrożnie schodzimy w dół.

Opady są dla nas niezwykle istotne, bo jest to jaskinia, która została stworzona przez przepływ wody wewnątrz górotworu, więc przy większych deszczach może szybko wypełnić się wodą. Na szczęście dysponujemy dokładnymi mapami, więc wiemy, w jakich miejscach jest najmniej, a w jakich najbardziej bezpiecznie. Jesteśmy też w stanie zaplanować drogi ucieczki. I choć brzmi to tak, jakby rzeczywiście było wiele dróg wyjściowych, to istnieje tu tylko jedno główne wyjście i kilka przejść między poziomami.

Sama jaskinia nie jest bardzo trudna technicznie i pod tym kątem traktujemy ją tylko jako zaprawę przed kolejnymi. Najbardziej natomiast interesuje nas jej zawartość. Wiemy, że jak dotąd nie odnotowano tu żadnych dowodów na to, by jaskinia była kiedykolwiek zamieszkała przez ludzi, jednak dokonywano już tu odkryć archeologicznych sprzed około 2000 lat.

To taka tajemnicza jaskinia pełna niespodzianek, bo nigdy nie wiadomo, co nagle się w niej znajdzie i z jakiego powodu. Sami domyśl