Międzyrzecki Rejon Umocniony - najbardziej nietrafiona inwestycja III Rzeszy

03 sty 2022
Tajemnicze fortyfikacje Hitlera, które nie doczekały się swojej chwili chwały, a dziś stanowią największą atrakcję turystyczną w woj. lubuskim.
Większość ludzi na hasło fortyfikacje myśli o Lini Maginota tymczasem w Polsce mamy jeden z najnowocześniejszych systemów fortyfikacyjnych swoich czasów znacznie przewyższający swoimi możliwościami najsławniejsze francuskie fortyfikacje. Międzyrzecki Rejon umocniony, bo o nim tutaj mowa to unikalne w swojej skali arcydzieło sztuki militarnej, które pozostawiło inne tego typu konstrukcje daleko w tyle i do dziś przyciąga dziesiątki tysięcy odwiedzających. Mimo tych wszystkich superlatywów była to jedna z najgorszych, o ile nie najgorsza inwestycja w przedwojennych Niemczech - jeżeli interesuje Was, dlaczego tak jest i chcecie poznać historię tych fortyfikacji, to zapraszam do lektury oraz do odwiedzenia ze mną tego miejsca.
Czym był rejon umocniony?
Dosłowne tłumaczenie niemieckiej nazwy tego systemu umocnień to Front Ufortyfikowany Łuku Odry i Warty. Zadaniem tych najnowocześniejszych jak na swoje czasy fortyfikacji była obrona Rzeszy przed ewentualnym atakiem ze wschodu. Po granicznych ustaleniach Paktu wersalskiego właśnie tędy przebiegała najkrótsza droga od granicy Niemiec do Berlina i dlatego ufortyfikowanie tego przejścia było dla Niemców bardzo ważne.

W ciągu tylko 4 lat, na 80-kilometrowym odcinku od roku 1934 Niemcy wznieśli ponad 100 dzieł obronnych o różnorakim przeznaczeniu. Większość, bo aż 83 z nich stanowiły schrony bojowe, zwane potocznie bunkrami, a przez Niemców panzerwerkami. Te pół podziemne fortece przystosowano do długotrwałej obrony okrężnej i zabezpieczono przed atakami z każdego kierunku. Wszystkie obiekty zabezpieczono grubą warstwą zbrojonego betonu - niektóre ściany miały grubość nawet 3,5 metra. Obiekty wyposażono również w pancerne kopuły i płyty, zza których miano prowadzić ostrzał.
Ten sam schron na rysunku przestrzennym bez stropu.
Najbardziej monumentalny jest jednak 33-kilometrowej długości system podziemny. Na głębokości 16-42 metrów kursowała kolejka wąskotorowa, która poza zasięgiem wzroku przeciwnika zaopatrywała poszczególne obiekty znajdujące się na powierzchni. Aby umożliwić mijanie się pociągów i lepiej zorganizować ich ruch zbudowano 13 podziemnych dworców, które docelowo zamierzano również ufortyfikować. Podziemia nie służyły tylko do komunikacji ale i do bezpiecznego składowania niezbędnych do obrony zapasów - powstały dziesiątki podziemnych komór do magazynowania amunicji, żywności i zapasów. W 1945 roku składowano tutaj nawet ewakuowane eksponaty z Muzeum Fryderyka Wielkiego w Poznaniu.

Mapa systemu podziemnego. Szacowana powierzchnia to około 75 000 m2, stworzenie takich podziemi wymagało wydobycia około 300 000 m2 materiału. Warto nadmienić fakt, że trwało to tylko 2 lata i że wtedy nie było maszyn drążących tunele - wszystkie prace wykonywano ręcznie.
Jeżeli właśnie przyszedł Wam do głowy cytat Siary z Kilera o rozmachu, to wiedźcie, że to tylko 25% z tego, co było w planach Hitlera.
Ambitny plan
W 1935 roku sam Führer wizytował te umocnienia i jeszcze w tym samym roku zatwierdził plan ich dalszej rozbudowy. Najbardziej ambitna wersja tego planu zakładała do 1951 roku wzniesienie 330 schronów, czyli lekko licząć - jednego co 250 metrów rejonu umocnionego na długości prawie 80 kilometrów! Oprócz tych setek zwykłych panzerwerków, w planach była także budowa co najmniej 8 obrotowych opancerzonych baterii artyleryjskich. Każda z nich z pancerzem miała ważyć aż 500 ton! Ekwiwalent stali użytej tylko w jednej baterii wystarczyłby na zbudowanie 50 średnich czołgów Panzer III. I żeby było jasne - nie mówię tu o zwykłej stali, a o wysokogatunkowym pancernym stopie chromowo molibdenowym. Żeby jeszcze lepiej zobrazować stopień skomplikowania i pracochłonności tych konkstrukcji dodam, że cały ogromny przemysł III Rzeszy był w stanie wyprodukować tylko jedną taką kopułę rocznie.


Kasa, kasa i jeszcze raz kasa
Skala budowy była ogromna, a co za tym idzie ilość materiałów budowlanych. Dostarczenie takiej ilości materiałów i wyposażenia było bez wątpienia ogromnym obciążeniem dla budżetu i gospodarki III Rzeszy już wtedy tworzącej największą armię Europy. Postarajmy się jednak oszacować, ile to wszystko mogło kosztować.
Dysponujemy ograniczoną ilością źródeł historycznych na temat tego miejsca. Mimo to pozwalają one dokonać bardzo ciekawego porównania. Koszt MG-34 neu - nowoczesnego karabinu maszynowego stosowanego w większości schronów to 300 RM (Reichmarek, marek Rzeszy). Kopuła dla dwóch takich karabinów to już 82 000 RM, a kopuła obserwacyjna to koszt 7900 RM. Bochenek chleba w tym czasie kosztował 0,4 RM, a VW Garbus to wydatek 990 RM. Warto tutaj dodać, że kopuł o wartości 82 000 RM zainstalowano na MRU aż 71. Do tego należy pamiętać o kilku setkach karabinów MG-34 neu. Najdroższe miały być kopuły artyleryjskie - koszt jednej tylko sztuki to już milion RM, a chciano ich zbudować aż 8.



W 1938 roku budżet Rzeszy wynosił niespełna 18 miliardów RM, więc MRU było jego istotną częścią. Powyższe wyliczenia nie uwzględniają kosztów pracy, które przy większości robót wykonywanych ręcznie musiały być gigantyczne. Stworzenie i obetonowanie 33 kilometrów podziemi za pomocą tylko rąk i prostych narzędzi to dziesiątki milionów roboczogodzin, za które trzeba było przecież zapłacić. Warto tutaj dodać, że umocnienia te budowały prywatne firmy normalnie zatrudniające pracowników zarabiających około 200 RM miesięcznie. Każdemu pracownikowi przysługiwały całkiem spore prawa - w archiwach do dzisiaj można znaleźć pisemne skargi pracowników na jakość wyżywienia, czyli coś, za co już kilka lat później pracownikom przymusowym groziłaby nawet śmierć.
Całkowity koszt planowanej i zrealizowanej budowy pozostaje do dzisiaj zagadką. Eksperci w dziedzinie MRU - Janusz Miniewicz i Bogusław Perzyk szacują, że całkowity koszt budowy tych umocnień to ekwiwalent sfinansowania nawet 6 nowoczesnych dywizji pancernych. Do 1938 roku dosłownie wmurowano w ziemię ekwiwalent 600 czołgów, czyli dwóch dywizji pancernych.
Warto tutaj nadmienić, że w 1940 roku, tuż przed atakiem na Francję siły zbrojne Rzeszy posiadały 5760 czołgów w 10 dywizjach. Kto wie, jak potoczyłaby się wojna, gdyby było ich na wczesnym etapie wojny aż 12.
Fortyfikacje MRU po wrześniu ‘39
koło 1938 roku wstrzymano dalsze prace na terenie MRU. Przygotowywano się wtedy do ataku na wschód i sam Hitler powiedział, że na wschodzie potrzeba mu czołgów, a nie bunkrów. Kolejne lata poświęcono na demontaż wyposażenia i przewiezienie go na Wał Atlantycki, czyli tam, gdzie były o wiele bardziej potrzebne. Po kapitulacji Polski front umocniony znalazł się w samym centrum Rzeszy, a 2 lata później, w obliczu największych sukcesów aż 1700 kilometrów od jej granicy wschodniej.
O MRU przypomniano sobie dopiero w momencie, w którym alianckie bombardowania dosłownie masakrowały przemysł i gospodarkę Rzeszy i poszukiwano bezpiecznych, podziemnych lokalizacji do relokacji fabryk. W 1943 roku przeniesiono tu fabrykę silników lotniczych Daimler (dzisiaj Mercedes). Umieszczenie jej w podziemiach wymagało wzniesienia dodatkowej infrastruktury i przebudowy tychże. W centralnym odcinku podziemi umieszczono wtedy 1500 stanowisk roboczych, które do ostatnich dni wojny produkowały silniki samolotowe używane między innymi w Messerschmittach Bf 109.

Renesans MRU
Rok 1944 w przeciwieństwie do poprzednich był pasmem porażek III Rzeszy. Po operacji Bagration sowieci doszli aż do Wisły i od omawianej linii umocnień dzieliło ich już tylko 400 km. Mimo to Hitler zwlekał z wydaniem odpowiednich rozkazów nakazujących uzbrojenie umocnień. Jego argumentem był fakt, że rozbudowa fortyfikacji na tyłach walczących jednostek skłoni je do wycofania się za nie i oddania terenu bez walki. Dopiero w połowie 1944 roku Heinz Guderian otrzymał oczekiwany rozkaz, ale było już wtedy o wiele za późno, a utraconego czasu nie dało się odzyskać. Mimo to zorganizowano wtedy zakrojone na szeroką skalę roboty ziemne i budowlane. Wykorzystywano w nich jeńców radzieckich, więźniów i okolicznych mieszkańców. Linia umocnień ciągle była jednak dziurawa. Sprawy nie polepszał fakt, że postęp technologiczny jaki dokonał się w ciągu ostatnich 5 lat duża część panzerwerków okazała się po prostu za słaba i nieprzygotowana na to, co miało nadejść. Sprawy nie ułatwiał stopień skomplikowania urządzeń - ich obsługi trzeba było się nauczyć i wyszkolić specjalne oddziały forteczne. Rzesza posiadała takie jednostki, ale Hitler, wbrew Guderianowi skierował je na front zachodni gdzie uległy anihilacji w walkach polowych.


Niemcy jako pierwsi wpadli na pomysł umieszczenia miotacza ognia w schronach. Na rysunku forteczny obrotowy miotacz ognia wraz z zapleczem na niższym poziomie.
Front ufortyfikowany zdobyty
Niedokończona linia umocnień okazała się tak dziurawa i nieprzygotowana do obrony, że już pierwszego dnia cała brygada pancerna niezauważona prześlizgnęła się za nie i zatrzymała na głębokim zapleczu aż 30km za umocnieniami. Nawet czerwonoarmiści byli zaskoczeni tym, jak łatwo im poszło i musieli się zatrzymać, bo zabrakło im paliwa i łączności. Byli już tak daleko przed własną linią frontu, że nie starczyło im zasięgu w radiostacjach. Podczas następnych kilku dni pojedyncze schrony stawiały opór, ale szybko były odcinane i eliminowane, a ich załogi prawie zawsze rozstrzeliwane. 31 stycznia 1945 roku poddały się najważniejsze panzerwerki, w innych obrona trwała nawet do końca lutego, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo sowieci byli już pod Kostrzynem, 70km za linią umocnień. Zdziesiątkowane załogi schronów składające się z żołnierzy niewyszkolonych do obrony w schronie i Volksturmu nie były w stanie wykorzystać potencjału fortyfikacji i zatrzymać Rosjan.

Sowieci bardzo szybko zajęli się pozyskiwaniem z umocnień i podziemi wszystkiego, co miało dla nich jakąkolwiek wartość. Cała wysokogatunkowa pancerna stal, którą dało się łatwo pozyskać, została niezwłocznie wywieziona do Związku Radzieckiego. 51 tonowe kopuły pancerne dosłownie wyrywano ze stropów za pomocą materiałów wybuchowych i resztek amunicji. Większość panzerwerków wysadzono w powietrze, aby uniemożliwić ich użycie w przyszłości - wtedy jeszcze nikt nie wiedział, czy po wojnie Niemcy tutaj nie wrócą.



Rysunek techniczny kopuły wentylacyjnej.
Lebensraum a umocnienia na wschodzie.
Hitler już w 1928 roku w mniej znanej książce swojego autorstwa Das Zweite Buch (Druga Księga) kreśli ambitny plan zdobycia przestrzeni życiowej (Lebensraum) na wschodzie. Opisuje tam plany ataku na Polskę i Związek Radziecki, a granicę nowej Rzeszy umieszcza dopiero na Uralu. W świetle takich planów bardzo nietrafionym pomysłem wydaje się poświęcanie tak ogromnej ilości zasobów na stałą fortyfikację 100km na wschód od Berlina. Już na 5 lat przed dojściem do władzy Fuhrer wiedział, że na wschodzie będzie mu potrzeba czołgów, a nie bunkrów. Historycy do dzisiaj zastanawiają się, dlaczego przypomniał sobie o tym planie dopiero w 1938 roku, wstrzymując budowę. Można było przecież zbudować mniejsze i tańsze umocnienia.

Gdyby jednak spojrzeć na doświadczenia z pierwszej wojny światowej to budowa takich fortyfikacji wydaje się racjonalnym posunięciem. Największa bitwa 1 wojny - bitwa pod Verdun podczas 9 miesięcy, 3 tygodni i 6 dni walk kosztowała Niemcy 143 000 obywateli oraz 300 000 rannych i kalek. Te ogromne liczby to odpowiednio 0,46% i 1% ich ówczesnej męskiej populacji. Prymitywne okopy i ziemianki nie zapewniały skutecznej ochrony przed ciągłym ostrzałem i atakami gazowymi. Dla wszystkich oczywiste było, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na tak ogromne straty ludzkie. Dlatego też po wojnie pojawił się pomysł superumocnień na wschodnich rubieżach Niemiec, które idealnie nadawały się do bitwy podobnej do tej spod Verdun, gdzie dwie armie miesiącami stały naprzeciwko siebie i walczyły o każdy metr terenu. Panzerwerki miały zabezpieczyć walczących i wytrzymać wielokrotne trafienia pociskami artyleryjskimi. Dzięki podziemiom można było bezpiecznie zaopatrywać poszczególne schrony oraz zapewnić żołnierzom odpowiednie miejsce do odpoczynku. Wszystkie panzerwerki oraz system podziemny zostały wyposażone w zestawy filtrów i były hermetycznie zamykane - to zabezpieczało obrońców przed atakami gazowymi, których tak bardzo bał się Führer. Być może dlatego, że sam oślepł na kilka dni po ataku gazem musztardowym w 1918 roku w okolicy Pasewalk.
Wszystkie fortyfikacje buduje się na podstawie doświadczeń z poprzedniej wojny i w świetle tego toku myślenia MRU wydawało się niezwyciężone, a pomysł jego budowy jak najbardziej na miejscu.

BONUS: MRU a Traktat Wersalski
Traktat pokojowy kończący pierwszą wojnę światową nakładał na przegrane Niemcy liczne zakazy i obostrzenia. Na straży ich przestrzegania ustanowiono specjalną aliancką komisję. Sam traktat okazał się jednak mało skuteczny i do dzisiaj zagadką pozostaje fakt, czy było to celowe działanie alianckich przywódców. Wedle niektórych teorii wyobrażali sobie oni Niemcy jako naturalną strefę buforową oddzielającą ich kraje od sowieckiej Rosji i te furtki miały to umożliwić.
Punkt 180 Traktatu na przykład mówił: "istniejący system fortyfikacji na południu i wschodzie Niemiec będzie utrzymany w obecnym stanie". Nie dziwi zatem fakt, że wschodnie fortyfikacje bardzo szybko uległy zniszczeniu przez… warunki atmosferyczne i wymagały odbudowy, która polegała na wymianie starych, ceglanych konstrukcji na nowoczesne żelbetowe konstrukcje.
Nie dziwi też fakt, że teoretycznie zainteresowanie kajakarstwem w powojennych Niemczech było tak duże, że wystąpiła pilna potrzeba rozbudowy tras kajakowych i połączenia jezior na wschodniej granicy Rzeszy. Jakimś cudem jednak wszystkie trasy były ułożone południkowo, i zamiast kilkudziesięciu centymetrów głębokości miały aż kilka metrów. Nad trasami nie powstał też praktycznie żaden most. W rzeczywistości była to przykrywka dla budowy wodnych kanałów taktycznych, których zadaniem było ukierunkowanie ataku na wąskie gardła, w których w przyszłości miały zostać zbudowane panzerwerki.
KOLEJNY BONUS: Walka maszynami
Główną obroną MRU miały być panzerwerki ze ścianami grubymi nawet na 350 cm. Wyposażono je w broń maszynową, moździerz forteczny czy pierwsze na świecie forteczne miotacze ognia. Do obsługi takiego dzieła obronnego potrzeba było tylko 46 żołnierzy. W teorii każdy schron wyposażono w zapasy wystarczające na 2 miesiące obrony. Gigantyczna jak na tamte czasy siła ognia i wytrzymałość, granicząca z niezniszczalnością aktualnie używaną amunicją to wyprzedzająca swoje czasy o dekady koncepcja walki maszynami. W dzisiejszej nowomowie nazwalibyśmy to walką robotami automatycznie zasilanymi w pociski, gdzie obsługa schowana jest za bezpiecznymi pancerzami. Całe założenie okazało się jednak zbyt drogie i skomplikowane i nigdy nie zostało wdrożone.

Autor tekstu na jednym z wysadzonych panzerwerków.
Chciałbyś to wszystko zobaczyć? Wbijaj ze mną!
To właśnie na tych fortyfikacjach w 2012 roku, podczas mojej pierwszej wizyty tam zrozumiałem, że fortyfikacje i podziemia to coś, czemu chciałbym się poświęcić. To dzięki tej pasji założyłem kanał na YT i opublikowałem 4 odcinkową serię o MRU nad którą pracowałem prawie przez rok. Dzisiaj po setkach wizyt w MRU i tysiącach godzin poświęconych na zdobywanie wiedzy mógłbym godzinami opowiadać o każdym zagadnieniu z nim związanym. Tam, gdzie większość widzi zwykły beton, ja widzę arcydzieło techniki militarnej i kunszt budowniczych. Od 2019 roku współpracuję z Muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy w Pniewie, dzięki czemu mogę legalnie oprowadzać po tych niesamowitych fortyfikacjach i zarażać innych swoją pasją.
Organizuję wyjazdy zarówno indywidualne jak i grupowe. Jako jedyny oferuje podziemne przejażdżki tandemem (tylko na wyjazdach indywidualnych), podziemne seanse filmowe oraz rejs pontonem 40 metrów pod ziemią. Mogę wziąć na siebie organizację zakwaterowania i wyżywienia.
---
---
Bibliografia:
Andrzej Toczewski - Międzyrzecki Rejon Umocniony
Robert Jurga - Fortyfikacje III Rzeszy w rysunkach przestrzennych
Janusz Miniewicz, Bogusław Perzyk - Międzyrzecki Rejon Umocniony 1934-1945
Anna Kędryna, Robert Jurga - Grupa Warowna "Scharnhorst"