Bunkier tuż przy polskiej granicy – dlaczego zarówno Niemcy, jak i Rosjanie ukrywali jego istnienie?

02 mar 2023
Nasza zachodnia granica kryje jedno z najbardziej tajemniczych kompleksów o charakterze wojskowo – przemysłowym. Miejsce to przez przeszło pół wieku było skutecznie ukrywane w tajemnicy, co wynikało z jego przeznaczenia. Do dzisiaj ci, którzy się nim zainteresowali muszą zadowolić się tylko zdawkowymi informacjami, jakie na jego temat można znaleźć w sieci. Można więc przypuszczać, że dla Was jest to absolutna nowość!
W 1939 roku – w pełnych spokoju lasach – Niemcy wybudowali kompleks przemysłowy. W jego skład wchodził bunkier produkcyjny, a także kilka budynków, które znajdowały się nad nim. Mimo tego, że było to naprawdę ogromne przedsięwzięcie budowlane, prace udało się zakończył błyskawicznie.
Zdjęcia lotnicze z 1943 roku
Miejsce to w niemieckich dokumentach zyskało kryptonim Muna Ost. Lokalizacja nie była przypadkowa. Tereny, które wybrano położone były w niewielkiej odległości od Berlina. Okolica pełna była jednostek wojskowych, a także licznych poligonów. Tym, co niewątpliwie wpłynęło na podjęcie decyzji o ulokowaniu kompleksu właśnie była była również niewielka liczba ludności. Ułatwiało to utrzymanie miejsca w tajemnicy i sprawiło, że bez większych przeszkód mogły tu być prowadzone badania nad groźnymi substancjami chemicznymi.
Plan kompleksu z 1943 roku. Podziemny bunkier oznaczono numerem 6
Kompleks Seewerk – po co go wybudowano?
Celem powstania tego miejsca była przede wszystkim produkcja trifluorku chloru. Jest to niemający koloru gaz, który pojawił się w roku 1929 za sprawą pracowników naukowych Wyższej Szkoły Technicznej mieszczącej się w Breslau (dzisiejszy Wrocław). Początkowo traktowano go wyłącznie jako pestycyd. Okazało się, że wykazuje on silne działanie toksyczne na ludzi. Nie tylko drażnił drogi oddechowe, ale również prowadził do powstawania rozległych i bolesnych oparzeń. Wywoływał również ślepotę. W przypadku dużych stężeń mógł prowadzić nawet do śmierci.
Tym, co zwróciło uwagę Niemców na tą substancję była jej wysoka reaktywność. Nawet najmniejszy kontakt z tym gazem tworzyw sztucznych, drewna, tekstyliów, papierów, a także substancji organicznych sprawiał, że dochodzi do niemalże natychmiastowego ich zapłonu. Jest to oczywiście wynik właściwości, jakie posiada trifluorek chloru. Substancja ta ma silne właściwości utleniające oraz fluoryzujące. Wchodząc w reakcję z innymi materiałami, wydziela ogromne ilości ciepła. To właśnie z tego powodu nawet te materiały, które są niepalne (na przykład szkoło oraz piasek) płoną intensywnym ogniem, który może osiągać temperaturę dochodzącą nawet do dwóch i pół tysiąca stopni Celsjusza. Są to wartości, które stanowią poważne zagrożenie dla stali, a nawet konstrukcji betonowych. Jak silne jest działanie trifluorku chloru, doskonale obrazu fakt, że metale odporne na korozję (na przykład złoto oraz platyna) korodują, kiedy zetkną się z tą substancją. W czasach, kiedy powstał kompleks Seewerrknie było żadnych środków, które zapewniałyby skuteczną ochronę przed trifluorkiem. Nawet używane wówczas maski gazowe nie gwarantowały bezpieczeństwa – znajdujące się w nich filtry węglowe nie były odporne na działanie tej substancji.
Model podziemnego laboratorium do produkcji trifluorku chloru.
Dlaczego produkcja znalazła się pod ziemią?
Decyzję taką podjęto z uwagi na panującą temperaturę, która była stała i wynosiła około 8 stopni. W takich warunkach trifluorek można było magazynować bezpiecznie. Miał on wówczas postać cieczy, co ułatwiało przechowywanie. Ciekawostką jest fakt, że substancja ta wrze w zaledwie dwunastu stopniach. To oznaczało, że osoby odpowiedzialne za jej składowanie musiały zachować najwyższą ostrożność.
Niebezpieczeństwo związane z produkcją trifluorku sprawiło, że podjęto decyzję o zbudowaniu ogromnego bunkra mającego aż cztery piętra. Otoczono go wykonanymi ze zbrojonego betonu ścianami, których grubość wynosiła aż trzy i pół metra. Kiedy bunkier powstawał, nie znano jeszcze amunicji, która poradziłaby sobie z tak grubym murem. Co jednak ważne, nie ochrona przed ostrzałem była powodem zastosowania takiego zabezpieczenia. Chodziło o to, aby produkcja została skutecznie odizolowana od otoczenia.
Konstrukcję bunkra wykonano tak, aby mogące pojawić się w trakcie produkcji eksplozje nie mogły go uszkodzić. Najniższy poziom składający się z przeszło sześćdziesięciu pomieszczeń magazynowych, można było zalać, gdyby zaszła taka potrzeba. Nad nim zlokalizowano półpoziom awaryjny. Miał on służyć zbieraniu oparów, które powstałyby, gdyby doszło do wybuchu. To zadaniem również tej części było ich odprowadzanie na zewnątrz. W tym celu obiekt wyposażono w wieże wentylacyjne
.
Korytarz połączony z 32 komórkami po bokach. To w nich składowano produkt końcowy.
Fabryka ulokowana pod ziemią
Mimo że od budynku bunkra minęło wiele lat, nadal robi on wrażenie swoim rozmiarem. Na pierwszym poziomie zlokalizowany był mający aż dwieście metrów tunel kolejowy. Nie zapomniano również o peronie, który wykorzystywano do obsługi pociągów przywożących zaopatrzenie. Co jednak ważne, wjazdy były starannie ukryte – wyglądały one po prostu jak zwykłe szopy.
Nad bunkrem wybudowano wieże wentylacyjne. Było ich trzy. Każda z nich pełniła inną funkcję. Pierwsze miała za zadanie zaciągać powietrze, druga przeznaczona była do wyrzucania. Z kolei trzecia pełniła funkcję awaryjnego wypustu gazów. Kiedy produkcja ruszyła, okazało się, że takie rozwiązanie nie sprawdza się najlepiej. Zauważono, że gazów, które trzeba usuwać, może być zdecydowanie więcej, co oznacza, że wieża ma zdecydowanie za małą przepustowość. Dlatego nieco zmodyfikowano pierwotny plan. Uwzględniono konieczność wykonania mającego prawie sto metrów tunelu wentylacyjnego, który kończył się wieżą przeznaczoną do awaryjnego zrzutu tych gazów, które nagromadziły się w podziemiach.
Wystarczy przyjrzeć się całej konstrukcji, aby zauważyć, że tak naprawdę tworzą ją dwa mniejsze obiekty. Jeden to oczywiście bunkier główny. Drugim jest bunkier magazynowy, który zlokalizowano na poziomie minut piętnaście metrów. To właśnie w części magazynowej znalazło się ponad sześćdziesiąt komórek, z których każda miała służyć do przechowywania tony trifluorku chloru. Co ważne, ta groźna substancja miała znajdować się w metalowych pojemnikach o wadze aż dwóch i pół ton! Każda komórka wyposażona była w odrębny system wentylacji. Gdyby tylko zaszła taka potrzeba, można było wypełnić ją wodą. Do dzisiaj nie udało się jednak ustalić, jak miałoby odbywać się zalewanie komórek. Ewentualne pożary nie mogłyby być gaszone wodą. Trifluorek wchodzi bowiem w reakcję z wodą, a pojawiająca się wówczas reakcja jest iście wybuchowa. Zamiast więc rozwiązać problem, woda by go tylko zaostrzyła. Dzisiaj wiemy, że trifluorek można bezpiecznie gasić, wykorzystując do tego celu hel oraz ciepły azot. Pozostaje nam liczyć, że niedługo uda się nam odkryć sekret Niemców dotyczący tego, jak zamierzali gasić ewentualny pożar w fabryce.
W bunkrze znajdowały się specjalne klapy, którym zadaniem było prawdopodobnie regulowanie dostępu powietrza. Z kolei specjalne rury służyły do wlewania płynu gaszącego. W niektórych źródłach można znaleźć informacje dotyczące awaryjnego zalewania wodą. Nie ma w nich jednak wzmianki na temat tego, czy woda miała służyć do gaszenia pożaru, czy też być sposobem na chłodzenie substancji. Właściwa temperatura trifluorku miała ogromne znaczenie. Wspomnieliśmy już wcześniej, że substancja ta wrze po przekroczeniu dwunastu stopniu Celsjusza.
Charakter produkcji wymusił na Niemcach skonstruowanie bardzo wydajnego, a jednocześnie naprawdę rozległego systemu wentylacyjnego. Praktycznie każdy element konstrukcyjny bunkra – zarówno ściany, stropy, jak i sufity – są podwójne. W przestrzeniach między nimi wykonano tunele, a także szyby pełniące rolę wentylacji. Cały system wentylacyjny stworzono tak, aby mogli poruszać się w nim ludzie. Co jednak ważne, przypomina on ogromnych rozmiarów labirynt. Prace pomiarowe zmierzające do opracowania dokładnego planu zarówno bunkra, jak i znajdującej się w nim wentylacji nadal nie zostały zakończone.
Korytarz wentylacyjny na poziomie -3. Służył do wentylacji komórek magazynowych na niższym poziomie. W przypadku zagrożenia, przy pomocy widocznych na zdjęciu rur, komórki można było zalać
Dlaczego Wehrmacht zainteresował się trifluorkiem chloru?
Wehrmacht interesował się trifluorkiem chloru z uwagi na możliwe jego szerokie zastosowanie. Jedną z tych właściwości chemicznych, która budziła ogromne zainteresowanie była tak zwana warstwa pasywna. Powstawała ona w miejscach, w których substancja miała styczność z metalem. W efekcie można było eksperymentować z wykorzystaniem fluorku, na przykład jako tradycyjna amunicja, w której znajdował się trifluorek pełniący rolę gazu bojowego. Pojawił się również pomysł dodawania tej substancji do paliwa rakietowego. Oczywiście Niemcy nie byliby sobą, gdyby nie zdecydowali się na sprawdzenie tego pomysłu.
Pojawiła się również myśl, że trifluorek może być doskonałym paliwem do torped. Przeprowadzone testy wykazały ogromną zaletę w walce: torpedy, do napędzania których wykorzystywano ten gaz, nie wydzielały sygnału ostrzegawczego na wodzie. Niemcy wykonali również mnóstwo testów, koncentrując się na obiektach fortyfikacyjnych. Mówiąc konkretniej, interesowały ich systemy wentylacyjne. Pierwsze próby odbyły się na Linii Maginota. Wykazały one, że powstający po dostaniu się gazu do wnętrza bunkra tlenek węgla znacznie przewyższa stężenie śmiertelne. Jeżeli do ataku gazowego wykorzystywano jednocześnie miotacze ognia, to dochodzi to pojawiał się ogień, którego temperatura wynosiła nawet dwa i pół tysiąca stopni. A to oznaczało jedno: załoga nie miała żadnych szans na przetrwanie. Zagrożony był również sam bunkier.
Potencjalnych zastosowań trifluorku było więc wiele. Niestety, okazało się, że pod względem użytkowania jest on zbyt wymagający. Zarówno jego wysoka niestabilność, jak i znaczna reaktywność sprawiały, że transport tej substancji był mocno utrudniony. Podobnie, jeśli chodzi o zastosowanie bojowe. Nie udało się Niemcom poznać sposobów, które miałyby zapewnić ochronę własnym jednostkom. Wszystko to potwierdziły testy, które hitlerowcy zdecydowali się przeprowadzić w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Wielu z siedmiuset pięćdziesięciu więźniów, którzy zmuszeni byli do uczestnictwa w eksperymentach z trifluorkiem chloru, nie przeżyło.
Jedna z trzech wież wentylacyjnych nad bunkrem. Je również zabezpieczono 3,5-metrową warstwą betonu.
Nieprzerwana produkcja
Między dwoma mocarstwami doszło do niepisanej umowy, że w czasie walk nie będą wykorzystywać gazów bojowych. Mimo to obie strony dbały o to, aby ich arsenał gazowy nieustannie się rozwijał. Ciekawostką jest fakt, że opisywany kompleks zdolność produkcyjną miał dopiero w momencie, kiedy wojna chyliła się ku końcowi. Jesień 1944 roku to czas, kiedy udało się wyprodukować między trzydzieści a pięćdziesiąt ton substancji. Kiedy jednak porównamy ten wynik, z tym, co zakładano – dziewięćdziesiąt ton trifluorku w ciągu miesiąca – to okaże się, że uzyskany efekt był naprawdę niewielki. Oszacowano, że wyprodukowanie kilograma tego gazy kosztowało około sto ówczesnych marek. Niewiele, zwłaszcza jeśli porównamy to z wydatkami na budowę kompleksu, które wyniosły około sto milionów marek. Gaz, który udało się wyprodukować, nigdy nie znalazł zastosowania na polu walki. Niektórzy twierdzą, że być może nadal zalega na dnie Morza Bałtyckiego. To właśnie bowiem tam Niemcy pozbywali się zapasów gazów bojowych, kiedy wojna się skończyła.
Plan pierwszego poziomu bunkra wraz ze 174-metrowej długości wewnętrznym torowiskiem.
Po co gazy?
Gazy bojowe nie zostały wykorzystane na polu walki. Może to dziwić, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że obie strony konfliktu nieustannie testowały nowe substancje. Zwiększały również zapasy tych, którymi już dysponowały. Przychodzi więc na myśl pytanie, co sprawiło, że podczas pierwszej wojny światowej ataki gazowe były normą, zaś w czasie drugiej nikt nie sięgnął po taką broń mimo naprawdę dużych jej zapasów. Hitler zdawał sobie sprawę z tego, że każdy atak gazowy spowoduje zdecydowaną reakcję. Był tego świadomy szczególnie po roku 1943, a więc wówczas, gdy Rzesza zmagała się z załamaniem obrony przeciwlotniczej, a jej obywatele musieli ukrywać się przed licznymi bombardowaniami. Wiedział, że ewentualny odwet miałby wówczas postać ataku z powietrza, z którym Niemcy już by sobie nie poradzili. Doskonale przygotowani byli na to Brytyjczycy. Przez całą wojnę udało im się wyprodukować przeszło półtora miliona bomb, w których środku znajdował się gaz.
Mimo to Rzesza nie zrezygnowała z produkcji broni gazowej. Udało jej się wyprodukować aż dwanaście tysięcy ton sarinu – jednego z bardziej groźnych gazów. Już kilka jego miligramów może zabić. Nie zadowolili się tym jednak. Pod koniec wojny – w roku 1943 – zdecydowali o rozpoczęciu budowy kolejnego kompleksu. Miał w nim powstawać wyłącznie wspominany sarin. Pozostałości po nim zlokalizowane są w pobliżu opisywanego Seewerk.
Żadna ze stron nie chciała sięgać po gazy bojowe. Żadna też nie miała pewności, na co zdecyduje się rywal. To oznaczało, że taką broń należało posiadać profilaktycznie. Chodziło oczywiście o możliwość ewentualnego ataku odwetowego. Najlepszym przykładem takiego działa jest sam Churchill. Kiedy dotarły do niego plotki, że Niemcy użyli bomb gazowych do bombardowania okolic Donu, wydał rozkaz, aby stworzyć plan bombardowania niemieckich miast. Oczywiście z wykorzystaniem bomb gazowych. Na szczęście plotki nie okazały się prawdą, a nalot gazowy w czasie drugiej wojny światowej nigdy nie miał miejsca. Sytuacja ta jest bardzo zbliżona do tej, która miała miejsce w okresie zimnej wojny. Wówczas oba mocarstwa produkowały głowice nuklearne, a celem tego działania była niejako demonstracja siły. Chodzi o to, aby przeciwnik nie zaryzykował ataku w obawie przed odwetem.
Dobudowany w 1942 roku dodatkowy komin wentylacyjny wraz z tunelem do bunkra. Specjalnie do tego powstała wieża po prawej okazała się być niewystarczająca w przypadku wybuchu gazu.
Ostatnie tygodnie, kiedy kompleksem rządzili Niemcy
W roku 1945 – kiedy wojna zbliżała się do końca, a przy granicy Rzeszy czaili się już Rosjanie – Hitler wydał rozkaz, zgodnie z którym żaden z gazów bojowych, który został wyprodukowany przez Niemców, nie mógł wpaść w ręce wroga. Tyczyło się również amunicji, którą wypełniono gazami bojowymi. W efekcie zarówno urządzenia, jak pojemniki wypełnione gazem wyruszyły w podróż do Bawarii. Wykorzystywano do tego specjalne pociągi. 18 marca 1945 roku – niecały miesiąc po tym, jak wydany został rozkaz nakazujący ewakuację kompleksu – miał miejsce jedyny nalot bombowy, który przeprowadzili alianci. Straty, jakie wywołał nie były jednak wielkie. Nie wpłynął on również negatywnie na ewakuację. Po niej kompleks był przez pewien czas wykorzystywany do miejsce, z którego dowodzono wojskami broniącymi Odry. 14 – 18 kwietnia to czas, kiedy dywizja Gross Deutschland przygotowywała się do obrony. Ciekawostką jest jednak fakt, że z nieznanych do dzisiaj przyczyn wojska uciekły jeszcze zanim przybyli tu Rosjanie. Kiedy sowieci wtargnęli na teren, mieli więc ułatwione zadanie. Niebroniony obiekt stał się ich własnością. Tym samym również rozpoczęła się nowa karta w historii tego wyjątkowego miejsca.
Wjazd do bunkra. Kiedyś wjeżdżały tędy pociągi.
Pod rządami sowietów
Do końca 1946 roku sowieci demontowali wszystko, co tylko przedstawiało według nich jakąś wartość. Nie ocalało nawet przyłącze kolejowe, które zbudowano, mając na uwadze wyłącznie to miejsce. Było to piętnaście kilometrów torów, które – jak widać – również miały dla Rosjan wartość. Dzisiaj nie do końca wiemy, co wyniesiono z bunkra. Wiele relacji świadków wskazuje na to, że opróżnione zostały komórki magazynowe. Dotychczas nie udało się jednak potwierdzić tych informacji. Co więcej, można przypuszczać, że nigdy nie uda się tego zrobić.
Znajdujące się na powierzchni zabudowania Rosjanie przerobili na stacje, w których remontowane były pojazdy należące do Armii Czerwonej. Aż do 1959 roku nie do końca wiedziano, co zrobić z kompleksem. Co więcej, wokół obiektu kręciło się coraz więcej cywili wykonujących prace na zlecenie czerwonoarmistów. W roku 1959 wydano zakaz wstępu na teren obiektu. Znajdująca się nad nim przestrzeń powietrza została objęta zakazem lotów. Ulokowano tu punkt, z którego dowodzono Układem Warszawskim, nadając mu kryptonim Militarsiedlung Nr 1 (Wojskowe Osiedle nr 1).
Pomieszczenie dowodzenia na poziomie -2. Na lewo znajdowały się mieszkania dla dowódcy i jego zastępców. Znajdują się tam jedyne 2 wanny kąpielowe w całym bunkrze. Reszta żołnierzy służących w bunkrze nie mogła liczyć na takie luksusy - na 40 żołnierzy przypadała tylko jedna toaleta.
Przebudowa bunkra i nowe przeznaczenie
Środek zimnej wojny i ogromne zagrożenie nuklearne sprawiły, że zdecydowano o zamianie bunkra w atomowe centrum dowodzenia. Tunel kolejowy stał się składającym się z dwóch poziomów system śluz ABC. Ich zadaniem było zapewnienie ochrony na wypadek zagrożenia Chemicznego, Biologicznego oraz oczywiście Atomowego. Zorganizowano specjalne pomieszczenia, w których miała odbywać się kwarantanna. Zamontowano ważące kilkaset kilogramów drzwi, które w obiekcie znajdują się do dzisiaj.
Drugi poziom bunkra stał się centrum dowodzenia. Zlokalizowano na nim również lokale mieszkalne, które przeznaczone były dla dowódcy. Korzystał z nich również zastępca. Mające ogromną powierzchnię hale produkcyjne zostały podzielone – w ten sposób powstały zdecydowanie mniejsze pomieszczenia. Ponad sześćdziesiąt magazynów, które przeznaczone były do przechowywania trifluorku chloru stały się biurami i pokojami mieszkalnymi.
Przebudowy nie uniknęły również wieże. Zamontowano na nim system filtrów, a także czujników. Z kolei niezwykle skomplikowany system wentylacyjny stał się po prostu klimatyzacją. Prace przy przebudowie wewnętrznej części bunkra prowadzono aż do końca istnienia ZSRR. Oczywiście wszystko robiono tak, jak zazwyczaj robili to sowieci. Miało być szybko i tanio. Dodatkowo zapomniano o jakimś konkretnym planie. Na skutek takich działań dzisiaj nie dysponujemy planami dostarczającymi aktualnych danych na temat tego miejsca. Plany rosyjskie wprawdzie są, ale ich dokładność pozostawia wiele do życzenia. W efekcie nie mogą być w żaden sposób wykorzystane. Tymczasem cztery poziomy, dwa międzypoziomy oraz blisko czterysta pomieszczeń to miejsce, w którym bardzo łatwo się zgubić. Eksploracja obiektu bez planów jest więc dość ryzykowna.
Prace pod ziemią nie były jedyne. Sowieci nie zapomnieli również o tym, aby zająć się zabudowaniami na powierzchni obiektu. Do końca 1989 roku zbudowano przeszło trzydzieści budynków. Powstały tutaj garnizon wojskowy można porównać do tego, który znajdował się w miejscowości Borne Sulinowo. Miasteczko, które tu powstało, było w pełni samowystarczalne. Ciekawostką jest fakt, że jego istnienie udało się utrzymać w tajemnicy aż do wspomnianego już roku 1989.
Rosyjskie plany bunkra. Poziom dokładności tych planów jest taki, że odradzam komukolwiek jakiekolwiek sugerowanie się nimi pod ziemią.
Czasy współczesne
Kiedy upadł Związek Radziecki, rozpoczęto demontaż wszystkiego, co znajdowało się wewnątrz bunkra. Mimo tego, że budowa nie została zakończona, znajdujące się tu stanowisko dowodzenia, miało zdolność bojową. Na powierzchni znajdowało się blisko trzydzieści budynków, które miały po kilka pięter. Były one zamieszkiwane przez blisko tysiąc wojskowych rodzin. Cała akcja zajęła aż trzy lata i zakończyła się w roku 1992. Wówczas obiekt ponownie trafił w ręce niemieckie.
Zdjęcie lotnicze z 1992
Z uwagi na to, że o zimnej wojnie już nikt nie myślał, a produkcja gazów bojowych nie była potrzebna, władze niemieckie zastanawiały się, co zrobić z tak dużym obiektem. Ostatecznie aż na dziewięć lat był on pozostawiony sam sobie. W roku 2001 podjęto decyzję o jego przekazaniu w ręce prywatne. Osoba, która została właścicielem tego miejsca, urządziła tutaj pole paintballowe, które jest jednym z większych w Europie. Warto jednak podkreślić, że obejmuje ono głównie te budynki, które Rosjanie wybudowali w latach siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych. Sam bunkier, a także najstarsze obiekty poniemieckie są nadal niewykorzystane.
Zdjęcie lotnicze z 1992
No ja.
Gdzie można znaleźć ten obiekt?
To skrywane przez lata miejsce położone jest zaledwie dwadzieścia kilometrów od Słubic. Jeżeli takie miejsca Cię interesują, chętnie się tam z Tobą wybiorę. Uczestniczyłem w trwającej kilkanaście dni akcji mierzenia podziemi. Mogę pochwalić się setkami godzin, które spędziłem pod ziemią. Mnóstwo czasu poświęciłem na analizę dokumentów źródłowych. Liczne wizyty w bunkrze sprawiły, że doskonale znam to miejsce. Miałem również przyjemność poznać jego właściciela, za którego zgodą organizuję w pełni legalne wycieczki po tym wyjątkowym miejscu.
Całkiem spory komin jak na warsztat, co? To dlatego, że pod warsztatem znajdowała się zamaskowana elektrownia węglowa, widoczna na kolejnej grafice po lewej stronie.
Przekrój boczny. Budynek po lewej to kilka hal warsztatowych, pod którymi zamaskowano podziemną elektrownię zasilającą fabrykę.
BONUS: Jaką efektywność mają gazy bojowe?
Prowadzone badania pozwoliły stwierdzić, że stosowanie gazów bojowych działało przede wszystkim na psychikę. Aktualne szacunki pokazują, że zaledwie 1% zgonów, które miały miejsce na polach walki, było wynikiem działania gazów bojowych. To pozwala wysnuć stwierdzenie, że ich prawdziwa skuteczność nie była duża. Były one stosowane raczej jako broń psychologiczna, a nie mająca charakter ofensywny.
Podczas jednej z pierwszych wizyt w bunkrze nagrałem amatorski filmik ukazujący jego wnętrze. Jeżeli jeszcze jakimś cudem Wam mało, to podaję link.
BONUS: Kompleks SARIN II
W 1943, zaraz obok, ruszyła budowa drugiego kompleksu, który miał produkować kolejny gaz - sarin. Budowę tego kompleksu zarządził sam Albert Speer, zaufany architekt Hitlera. Prace prowadziła niesławna firma IG FARBEN - wtedy największe przedsiębiorstwo chemiczne na świecie. W 1944 roku kontrolę nad budową przejęło Waffen SS. Nie udało się ukończyć budowy do końca wojny w związku z tym na szczęście nie wyprodukowano tam ani grama sarinu. Niedokończony kompleks stoi do dzisiaj. Miejscami można dostrzec jeszcze niezdjęte szalunki, które wiszą tam od nieprzerwanie od 1945 roku. Po wejściu sowietów ci nie za bardzo wiedzieli, co zrobić z tymi zabudowaniami. Wobec braku innych pomysłów gigantyczne hale produkcyjne przerobiono na... chlewy, i w tej roli służyły przez kolejne dziesięciolecia.
No ja - w dziurze.
Ujęcia z drona
Stosunkowo niedawno powstały pierwsze ujęcia z z drona, ukazujące ogrom kompleksu SEEWERK oraz pobliski kompleks SARIN . Jeżeli ktoś ma ochotę na dokładkę, to zapraszam.